sobota, 25 grudnia 2010

Mary otworzyła książkę.
- "Miałam w Afryce farmę, u stóp gór Ngong".

sobota, 18 grudnia 2010

Sformułowanie

Maganuna doznała "skurczu cierpienia".

piątek, 17 grudnia 2010

życzymy miłej podróży na koniec świata

Ponieważ w tym miesiącu zbankrutowałam, postanowiła wziąć się do roboty i zgłosiłam się do nocnych inwentaryzacji w styczniu. Jestem z siebie bardzo dumna i zadowolona. Jakkolwiek nadmienię, iż gdyby ktoś z Łodzi potrzebował bądź chciał korepetycji z hiszpańskiego lub serbskiego, a także kafelkowania, malowania, opieki, stróżki nocnej, szwaczki bądź Mgnn Do (niemal)Wszystkiego, to jestem do dyspozycji. Byle nie w trakcie zajęć.
Poza tym jestem jak zwykle nawet zadowolona z życia, choć zmęczona. Wczoraj mieliśmy na uczelni do 22. wigilijny bal, a przez ostatni tydzień codziennie zajmowaliśmy się próbami, pieśniami bułgarskimi, wszelkim przygotowactwem. Do tego wczoraj w nocy musiałam obejrzeć ostatni odcinek Gotowych na wszystko (po serbsku: Oczajne domacice), więc wstałam w głowie zdezelowaną będąc (po serbsku: mamurluk, ważne słowo).
Nie mogę się doczekać wyjazdu z miasta Łodzi (gdzie juz psom bieganie szkodzi, a przedwczoraj ku uciesze S. przewróciłam się na przejściu dla pieszych, choć może był to palec Bozi, bo świeciło czerwone). Właściwie to najchętniej bym wyjechała i już nie wróciła. Jest mi tu miło, dobrze, ciekawie, ale nie zadomowiłam się w tym mieście przez kilka ostatnich lat, więc raczej pozostanie tu mnie nie czeka.

кућа на крају света

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Potwora Mamunka

Dziwnie dziś od rana, sennie zupełnie. Czuję się z brzmienia trochę jak tytułowa postać, dla podpowiedzi podam, że to przejęzyczenie S., a persona ta występuje w jednym z poprzednich wpisów.
Mamurluk. Byłbym się czuł jak mamurluk, ale nie mam podstaw.
(niewiele pożytku z porannych wpisów)
Kot Bazylek wspina się na kwiatki doniczkowe, a ja krzyczę naa niego, żeby przestał, bo zawołam ciocię Rózię (postać fikcyjna).

piątek, 10 grudnia 2010

Emigracja (do latarni morskiej)

Pahulje padaju na grad

Šta radiš kad pahulje padaju na grad - - -
- - - zagrało, kiedy wyjrzałam przez kuchenne okno na ośnieżone i dalej posypywane miasto. Trzymam wszystkie zasłonki i rolety zamknięte, żeby nie widzieć zimy, ale dziś akurat naszła mnie ochota na złudną biel na ulicach Łodzi (w końcu i postapokaliptyczne krajobrazy mają w sobie coś pięknego)(nie jestem pewna, czy to chciałam powiedzieć).
- - -i pada, nihil novi, ale inaczej popaduje, jest niby cicho, ale szumi w dali. Na odludziu, z którego pochodzę, to tylko sowy, wili i tym podobne*

zima miła, zeszła nie była chyba za bardzo, a ta jest fajna. może nawet się pokuszę o choinkę (byłam w markiecie liroy merlin szukać różowej, ale byla droga i ohydna).

poza tym wymyśliłam zostać do końca drugich studiów stróżką nocną (niestety, na razie jedyna znaleziona oferta dotyczyła pilnowania budowy w Zgierzu, więc za daleko, chyba, że naprawię miotłę i dolecę, albo w koncu kupię na allegro ładę nivę - obecny wymarzony samochód mgnn).

tak... ładnie jest, zdecydowanie.
(nie wspominając że w ramach krizy przesilenia zimowego czytam Gilgamesza oraz Tristana i Izoldę, ale G. mnie dość nuży, a Tristan i Izolda nie. ale to chyba i tak ze mną źle, wszyscy poszaleli)
(wszyscy mają źle w głowach)
(hej hej nananana)
(wypływamy jak Hatifnatowie, machając łapkami, czas na podroż na południe, pakuję walizki, hej!)

*niektórzy twierdzą, że psy dupami szczekają

środa, 8 grudnia 2010

Sex liźbijski czy patelnia?

Przeglądając IS w ramach uczenia się na dzisiejsze kolokwium z gramatyki j. słoweńskiego, natknęłam się na taką oto reklamę:
W związku z powyższym pragnę zaapelować: wolę patelnię. Nie, żebym miała coś przeciwko tej książce - nie, znam nawet taką, co ją pod kołdrą czytała z wypiekami na twarzy, i nie zasnęła, mimo że chwilę wcześniej bardzo jej się chciało - po prostu moja jedyna w miarę dobra patelnia została znaleziona we Wloszech prawie cztery lata temu i mimo funkcjonalności nie jest szczytem marzeń.
Oczywiście warszawa terenowa też wchodzi w grę jako prezent.
(Mgnn wraca do panikowania nad notatkami.)

sobota, 4 grudnia 2010

Kokon

Miałam chwilowy napad grozy podczas przeglądania nasion wszystkiego na allegro. Zobaczyłam zdjęcie i przeraziłam się, że to, co zjadłam z jakiegoś drzewa zeszłej zimy, i po czym czułam się dziwnie, to była kulczyba, czyli strychnina. Ale na szczęście zauważyłam, że trujące owocki nie miały takiego ładnego obrębienia na górze. Choć i tak jestem ciekawa, co to było. Może zaszkodziło, bo rosło na poligonie industrialnym de Llobregat. (Czyli siłą rzeczy było to zimy zaprzeszłej, nie ostatniej.) Zjadłam, to głupie, ale czułam się wtedy akurat odpowiednio, żeby zjeść dziwne owocki wiszące na suchym drzewku w środku zimy. Zresztą ze trzy zjadłam, i nie były nawet ohydne.
Kiedy poszłam tym tropem, przypomniał mi się ówczesny sen, w którym Z. pracowała w barze z burekami i rozwoziła je na zamówienie na wyścigowym motocyklu.
...i marzenia o cudownym rozmnożeniu żelek-ryb i słodkich bułeczek...
(oraz jak w pracy nie mogłam sobie przypomnieć, jak jest po angielsku"dlaczego")
(nie, żebym jakoś się delektowała tymi wspomnieniami)


ach! i wtedy wymyśliłam, że chcę mieć butelkę na mydło w płynie w kształcie Obcego!