niedziela, 24 czerwca 2012

rużne

Byłam na ślubie i weselu, mimo że nienawidzę ślubów i wesel. Przeżyłam dzięki przyklejonemu uśmiechowi w momentach kryzysowych (zamiast krzyczeć: spieprzaj zapity dziadu, nieniewyznajęzasadychłopakdziewczynanormalnarodzina, ratunku nie chcę siedzieć w epicentrum tuż obok pary młodej) i temu, że za mąż wychodziła Mała Cimerka, którą bardzo lubię. Ze znanych mi osób była jeszcze tylko D. przybrana w marszczoną sukienkę rodem z Obcego czy innego Prometeusza, z czego chyba nie zdawała sobie sprawy, ale ja tak. W paru momentach myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok, ale wtedy szłam do łazienki, zamykałam się w kabinie i siedząc cicho czekałam, aż mi się polepszy. To stary sprawdzony sposób. Picie nie pomaga, bo wtedy tylko mówię rzeczy, których nie powinnam mówić. Nie wychodziła na papierosa, bo staram się nie palić w ogóle, a poza tym panowie na papierosie opowiadają o Tradycyjnych Wartościach Rodzinnych, patrząc na mnie pytająco, a ja wtedy uśmiecham się i zaciągam papierosem. Jedyne, co mieli ciekawego do powiedzenia, to opowieści z pobytów w więzieniu. Swoją drogą byłam zafascynowana tym, że prawie wszyscy młodzi panowie mieli łyse głowy, niektórzy z malowniczymi bliznami, czasem jakieś urocze tatuaże. W końcu nadeszła godzina trzecia, kiedy to byłam już mało przytomna po ostatnich nocach naukowych, i pierwsi ludzie się zebrali, a ja z nimi z wioski dotarłam do Pacanowa, stamtąd odczekawszy pociągiem do Warszawy, tam przespawszy stację wróciwszy i odczekawszy do Ł., skąd wróciłam niemal do domu (do wsi obok) autostopem (zanim ktoś się zatrzymał, inni panowie pokazywali w swoim samochodzie brzydkie rzeczy, ale nie miałam nastroju). Stamtąd miałam iść, ale ponieważ po nieprzespanej nocy wlekłam się z nogi na nogę, zdjąwszy oczywiście wysokie obcasy, które nie sprawdzają się w piachu dróg, zadzwoniłam w końcu do M., który przyjechał po mnie motorem i zabrał do domu.

Kiedy dotarliśmy, okazało się, że na podwórku jest wiewiórka, przepiękna, którą już po chwili chciała upolować Alergia.

Później zaczęłam mieć widzenie tunelowe i wystraszyłam się bardzo M., którego nie zauważyłam w łazience.

Jeszcze później okazało się, że ktoś zarąbał mi z motoru aluminiową osłonę rury wydechowej, jak jeden jedyny raz zostawiłam go w Ł. pod blokiem. Chyba znienawidzę to miasto i będę powtarzać, że trzeba zrzucić na ni bombę i stworzyć pierwszy w Europie postapokaliptyczny park przyrody.

Dotarłszy do domu prędko poszłam spać, a kiedy się obudziłam, nikogo oprócz mnie nie było, bo H. i M. pojechali sobie, zostawiając wszystkie drzwi i okna pootwierane, i tylko koty skrzeczały na tarasie.



piątek, 22 czerwca 2012

W Górach Samotnych jest zimno

Z powodu lenistwa i fragmentaryczności umysłu dzisiejszy wpis nie będzie zbyt fabularny.

1. Pada i jest chłodno, ale to idealna pogoda do uczenia się i pisania;
2. Czytam wszystko, co muszę, na przemian z "Norwegian wood" i pod koniec jednak zaczynam lubić tę książkę - wcześniej mnie irytowała.
3. Koty przyniosły kolejne myszy, jedną martwą (pogrzebiona w ogrodzie), drugą żywą, uratowana, wypuszczona do klombu).
4. Podczas cięcia drewna znalazłam dwie małe jeszcze ślepe myszy. Albo inne norni(szni)ce. W przejęciu zadzwoniłam z konsultacją zootechniczną, podczas której się dowiedziałam, że teraz to już tylko szybko zadeptać, bo i tak zginą - masakra. Mimo to zostawiłam i po dwudziestu minutach nie było - liczę na to, że matka zabrała, a nie coś zeżarło.
5. Żywą jaszczurkę znalazłszy pod workiem na śmieci, ogona pozbawioną - wyrzuciłam w krzaki.
6. Skosiłam całe podwórko, co nadało mu wygląd dystyngowany, niezależnie od tego, czy podwórko może być dystyngowane.
7. Hoduję szpinak i poletko tytoniowe w doniczkach, jednak szpinak został trochę rozgrzebany przez koty, a tytoń jest na razie mikry. Tylko bazylia nie zawiodła. Pomijając pomidory i paprykę.
8. Nasiona roślin tropikalnych nie wykiełkowały, pewnie wzejdą podczas pełni księżyca i obudzę się w mroku, bo dżungla oplecie cały dom.
9. Jadę jutro na ślub, chociaż nienawidzę ślubów i wesel. Zastanawiałam się, czy motocyklem będę w stanie dojechać wystarczająco świeża do Pacanowa (a może Ciechanowa?), ale na szczęście nie musiałam udzielać odpowiedzi na to pytanie retoryczne, bo zabiorę się z kimś samochodem, a wrócę jeszcze nie wiem jak. Najlepiej wezmę ze sobą miotłę.
10. Później jeszcze tylko dwa zaliczenia na resztkach studiów i będzie można wyruszyć w Góry Samotne.
11. Zastanawiałam się, jak to jest, że płyną lata, a ja piszę nadal o ogródku, dżemach, kotach. To chyba mentalne staropanieństwo. Tylko te Góry Samotne mnie jakoś symbolicznie ratują.

niedziela, 10 czerwca 2012

Ogony jaszczurek

Większość z nas zna powszechnie panujące przekonanie, że w sesji człowiek robi wszystko, żeby się nie uczyć. Tak bywa. Sama tego doświadczam - nie zagłębiając się w szczegóły typu "dlaczego jeszcze studiuję", zaznaczając zaś, że bardzo to lubię. Właściwie to mam huśtawkę nastrojów. Raz czytam o islamie i nie mogę się oderwać, dziś natomiast złapałam się na tym, że zamiast tego czytam "Archipelag GUŁag" i nie mogę się oderwać, prawdopodobnie także dlatego, że nie muszę go czytać.

Wczoraj podczas pisania wstałam i zaczęłam kompulsywnie myć lodówkę, aż S. się zaniepokoił. Potem umyłam wszystkie powierzchnie płaskie w kuchni, aż zaniepokoiłam się sama. Odwiesiłam ścierkę i wróciłam do pracy, ale po domu i tak widać, że jest sesja.

Będzie mi tego kiedyś brakowało, jak już skończę resztki studiów i zajmę się większą ilością pracy...

P.S. O ogonach jaszczurek miało być dlatego, że koty łapią co najmniej jedną jaszczurkę dziennie, zwykle już bez ogonka, ale jeśli jest - na przykład wije się gdzieś oddzielnie na korytarzu - to zbieram i chowam do pudełek od zapałek. Mogą się kiedyś przydać.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Estaciones del año

Czekam na białe dni, kiedy rano będę wychodzić przed dom na zbity z desek taras, a gorąco i światło będzie mnie obezwładniać. Będę wtedy przez odpowiednio krótki czas pławić się w lecie i udawać, że lubię się opalać dłużej niż dziesięć minut. A później schowam się w chłodnym domu.

Teraz za to pada i jest dość szaro. Na dodatek nie ma od rana wody, więc robię kawę i herbatę z jednej cudem zachowanej butelki z wodą do podlewania kwiatków.

Nie pojechałam dziś na zajęcia dodatkowe z powodu sił wyższych, bo nie miałam jak umyć głowy. Jutro już nie będzie zmiłuj. Najwyżej nazbieram deszczówki zimnej jak chłodny wiosenny deszcz.

A pø∑niej dalej - egzaminy, praca, przybijanie desek na suficie nad salonem. Chcę do lata zrobić sufit nad pozbawionym go dotychczas salonem. Wtedy naprawdę będę mogła siedzieć zimą W zasypanym śniegiem salonie, zasypanym Z Zewnątrz. Będzie można wstawić piec. Z. przyśle sznur od szybra, a Przodek będzie siedział w kominie, trzaskając rusztem. Portrety na ścianach i tak już poodwracałam.