piątek, 16 sierpnia 2013

Praca i inne nieszczęścia


Chciałam w tym miesiącu napisać o kilku ważnych sprawach, np. o tym, jak bardzo uwielbiam siedzieć w chłodne popołudnia w śpiworze na pomoście za domem, ale zwykle po południu byłam zmęczona po pracy i tylko siedziałam w śpiworze na pomoście.

(Pomost jest tak naprawdę tarasem, ale zbiłam go z desek wspartych na palach, na wysokości około metra, i wygląda jak pomost, tylko nie ma pod nim wody, chyba że jest deszcz i napada.)

Teraz pragnę podzielić się informacją, że w pracy nagle odpadł mi kawałek zęba - jedynki. W panice powiedziałam, że muszę wyjść, i wybiegłam w kierunku najbliższego zagłębia stomatologicznego. Miałam dużo szczęścia i miła pani zgodziła się mnie przyjąć od razu; po godzinie wróciłam do korektowania. Zalepiła odpadnięty ząb tak, że wygląda na nowszy niż wcześniej. Powiedziała, że niepotrzebnie brałam ze sobą ten kawałek, który odpadł, bo nie będzie go przyklejać, tylko dorobi ze specjalnej masy, toteż został mi dość ładny biały odłamek w kształcie mniej więcej kwadratu. Może A. będzie mogła go wprawić w srebrny kolczyk dla S. lub dla mnie.


Jeszcze pół godziny i ruszam z pracy w podróż na Zachód. Czas zmienić zabór, przynajmniej na wikend.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Praca albo życie - wybór jak zwykle nie należy do Ciebie

Zaczęłam znowu pracować na cały etat - po trzech miesiącach komfortu biednego, lecz pogodnego i bogatego w wolny czas życia półetatowczyni. Wystarczył mi jeden dzień pełen ośmiu godzin niezatrzymanej pracy, żebym jego resztę spędziła, zajmując się tym, co lubię najbardziej (poza jedzeniem i spaniem), patrzeniem na pole za płotem, na ogród, na chmury i inne krzaki. Zimą odpowiednikiem tej czynności jest Wyglądanie Przez Okno (moja ulubiona czynność według S.). Przez dobrych 10 minut myślałam o papierosach, których bez przekonania niepalę, po czym zajęłam się dalszym patrzeniem oraz czytaniem ("Rozminięcia" F. Schwartza, ponownym, po chyba dziesięciu latach). W przerwach jadłam i piłam, co bardzo lubię robić, bo jest to strasznie przyjemne. O. zrobiła ruskie pierogi i zostawiła na szafce przyczepiony sztucznym motylem przepis na sałatkę, więc przez wikend też będzie co jeść.
Siedziałam więc na rozkładanym luksusowo fotelu, który wytargałam na pomost, i myślałam o szyciu i o niczym, a także o ogrodzie, polu i tym, jakie ładne jest lato i jak szkoda marnować je na pracę, a przynajmniej pracę w mieście i biurze. Nie miałabym nic przeciwko pracy w ogrodzie, na polu czy w innych stogach siana, wręcz przeciwnie. Właściwie to zdaje mi się, że w ogóle wolałabym taką pracę, bo nie lubię stresu i myślenia o rzeczach, które mnie nie interesują.
Wczoraj miałam podobny tok myślenia, tylko że dzień był wolny i siedziałam długo w śpiworze na tymże fotelu na pomoście, bo było chłodno. Było mi jeszcze milej, tez czytała, co robię od czasu chwilowego rozprawienia się ze studiami. Skończyłam "Uczciwą oszustkę" T. Jansson i "Nieobecnych" B. Żurawieckiego. Pierwsza bardzo dobra, choć wolałabym bardziej jednoznaczne zakończenie, albo w ogóle zakończenie, a o drugiej nie wiem, co myśleć. Jest w niej parę rzeczy świetnych i mnóstwo słabych. Nevermind. Nevermore. Nie prowadzę w końcu blogaska o książkach, nie wiem, po co to piszę.
Enyłej, siedziałam w śpiworze na fotelu. Zastanawiam się, ile czasu mogłabym tak spędzić, ile dni, zanim by mnie to znudziło. Chyba dużo, czasem próbowałam sprawdzać, ale nigdy nie miałam wystarczająco dużo wolnych dni na tarasie. To prawdopodobnie znaczy, że spędziłabym chętnie życie, pijąc kawę, jedząc ciastka, patrząc na drzewa i na to, jak czas sobie mija, nie mając nic przeciwko. Żyjąc - tracimy życie, co za różnica, czy robimy wielkie kariery czy coś przyjemniejszego (dla osoby wiejskiej lubiącej rzeczy wymienione na początku).  Pracując, doceniam bardziej pozostały czas wolny, choć jest to podszyte niepokojem, że jest go mało. A może bez pracy nie miałabym rytmu, energii? A może napisałabym książkę, zajęłabym się sztuką, zostałabym artystką, oczywiście nie musząc pracować, a nie na rozpaczliwym bezrobociu? Nevermind.