Przyszedł w końcu czas na kolejny post z cyklu JA MNIE MNĄ O MNIE ZE MNĄ JA, który jest, jak wiadomo, osią i prawie jedyną treścią bloga. Tym razem postanowiłam podzielić się z tzw. Czytelniczkami Płci Wszelakiej nową tendencją, której uległam w zeszły czwartek. Natrafiłam na artykuł o minimalistkach i minimalistach, którzy (czy równouprawnienie końcówek dotyczy tylko rzeczowników, czy zaimków też?) pozbywają się wszystkich niepotrzebnych rzeczy, a czasem także potrzebnych, popadając w amok Pozbywania się (w artykule został on opisany zupełnie bez dystansu, mimo że w niektórych przypadkach nosił znamiona choroby psychicznej).
Brzmi zachęcająco, pomyślałam i wyrzuciłam połowę zawartości szuflady, którą od wprowadzki zapełniałam wszystkim, mówiąc sobie "jak się zapełni, to zrobię selekcję". Szuflada się zapełniła, a ja oczywiście dokładałam dalej, co jest rzeczą zupełnie normalną. Po porządkach faktycznie zostało kilka (-naście) szpargałów - to działa. Podobnie postąpiłam z innymi szafkami, stosując metodę "jak nie zajrzałaś do tych kserowanych materiałów z rosyjskiego od siedmiu lat, to już do nich nie zajrzysz". Wybrałam kilka sensowniejszych knig ze studiów, żeby zostawić na bókkrosingowym stoliczku na uczelni. Rzeczy zakwalifikowane do grupy "na nic mi one, ale nie można wyrzucić" zapodałam w karton na wymianę lub oddanie.
Ogólnie po rozróbie w szafkach zostałam głównie z mnóstwem książek, choć myślałam, że masę sprzedałam w antykwariacie podczas cyklicznych czasów biedy. Nie mogę wyrzucić rzeczy, z których raz na jakiś czas robię pseudo-sztukę albo pseudo-sztukę użytkową, typu pudełko różowych piór, podkładki pod piwo, ładne kawałki drewna; nie mam co zakładać pracowni, jeśli wchodziłabym do niej raz na rok. Zachowałam również kołnierz z lisa odziedziczony po Złej Babce, chociaż O. chciała go spalić. Nie mam pojęcia, na co mi lisie truchło, pewnie w końcu zrobię sobie z nim zdjęcie i pochowam pod drzewkiem cytrynowym, jak zaleca filmografia fachowa.
Nie mogłam się również pozbyć rzeczy typu: Chrystus z Samotraki, figurki Bóź, inne figurki bez głowy, butelki w kształcie Bozi z odkręcaną główką, kołowrotek, blaszana pamiątka z Tibilisi i z Samarkandy, trumna z wytłaczanek do jajek (pozdrowienia dla Grzesia), zasuszona żaba w trumnie (pozdrowienia dla Marty), malutki granitowy mój własny nagrobek (pozdrowienia dla Ani), dlaczego moje prezenty są dość monotematyczne?
Teraz został mi już TYLKO strych do porządkowania...
P.S. Dostałam od Z. SZNUR OD SZYBRA! Ten, który miał Przodek w "Zimie w Dolinie Muminków"!
P.S.2. Akapity są tylko po to, żeby się wygodniej czytało. Nie zaczynają żadnych nowych myśli.
P.S.3. Jeśli ktoś chce coś ze zdjęcia, niech da znać.