piątek, 19 grudnia 2014

Krytyka tematyczna i roboty na wysokości

Dziś wieczorem ja, bo wczoraj praca i wcześniej dzisiaj praca, a jeszcze wcześniej praca i zajęcia. Ja polega na rzuceniu pracy, nad którą czaję się przed komputerem, by przerzucać deski do salonu, przycinać je, układać wstępnie w kształt podłogi [powracający motyw]. Tak, jeśli przypadkiem ktoś pamięta, że robiłam sufit nad salonem, to ma rację - nie pospieszyłam się za bardzo z podłogą, minęły dwa lata. To niestety logiczne, bo pracując na etacie, nie miałam siły. Teraz zaś jestem na razie tylko o jakąś jedną trzecią biedniejszą frilancerką, tylko czasem o połowę, a za to mogę robić podłogi w salonach (ktoś chce? może kafelki? malowanie? z korekty nie zawsze wystarcza na szycie). No i tak ładnie te deski na podłodze wyglądają, że chyba jutro zrobię zdjęcie, dzisiaj nie, bo nadal mi się nie chce iść do sklepu na końcu wsi, żeby kupić włączniki do świateł i najprostszą lampę, więc, jak się pewnie łatwo domyślić, jest ciemno. Taki to salon. Na ścianach ma tynk, który wygładzam farbą podkładową, bo uznałam, że oszaleję, kładąc gładzie. Kładłam w zeszłym roku w dużo mniejszej kuchni i oszalałam, choć może głównie dlatego, że była to kuchnia Złych Dziadków i Zły Dziadek cały czas stał pod drabiną i mówił, gdzie niedokładnie, i krzyczał, że mam nie wycierać szpachli w ubranie. Teraz pracuję sama i wszystko wycieram w ubranie.
Tak, piszę też oczywiście dlatego, że mam akurat zlecenie z całkiem poważnego miejsca, i oczywiście presja, żeby było dobrze, nieco za bardzo mnie nabuzowuje, więc prokrastynuję.

Poniżej zdjęcie sprzed robót w salonie. Postaci żeńskie oraz męskie zostały przebiegle rozmyte, żeby nikt ich nie rozpoznał. Odtajnię je dopiero, gdy założymy ekipę remontową Gotowi Na Wszystko.



niedziela, 14 grudnia 2014

Mała apokalipsa

MGNN wraca do domu z miasta. Po drodze mija sklep. Przelotnie dziwi się - "Dlaczego ktoś nazwał sklep APOKALIPSA? co tam sprzedają?!".



chwila



Delikatesy.

sobota, 6 grudnia 2014

Nie mam w głowie zdań

To oczywiście nie ta zima i nie ta wiosna. Próbuję pisać, ale zatrzymuję się po jednym zdaniu. Nie ten czas.




poniedziałek, 3 listopada 2014

Zagadki literackie

Próbuję robić nieśmiałe notatki do pracy na wcale-nie-nowych-studiach. Nie wiem, co z tego wyniknie, ale przy okazji przypomniałam sobie, dlaczego książki, które wybrałam w odruchu mojego corazón, są dla mnie kluczowe:

- Surucucú ukąsiła ogrodnika - oznajmiła Consuelo profesorowi.
- Przynieś go do mnie, jak umrze.

niedziela, 2 listopada 2014

Postapokaliptyczny cmentarz pogrzebanych nadziei i inne rewelacje

Kiedyś dni zaduszne mijały mi raczej bezrefleksyjnie. W późniejszych czasach przypominały mi, że życie i nieżycie jest dziwne. Teraz sama nie wiem, z jednej strony jeżdżę ze Złymi Dziadkami na cmentarz i szoruję grób D., wyrywam chwasty i wydeptuję mrówki, bo Zły Dziadek uważa, że wchodzą do środka, ale nie potrafię wywołać w sobie bardziej refleksyjnych myśli niż np. taka, że Matka Boska z grobu stała wcześniej przez kilka lat w ogrodzie A. nad stawem. Później jadę w inne miejsca, które uważam za swoje, bliskie, i robi mi się smutno, bo przypominam sobie bardziej niż na co dzień, że wszystko zmienia się dużo szybciej, niż bym chciała. Inna zmiana to ta, że nie jestem już taka pewna, czy jak człowiek za dużo myśli, to się może doigrać. Próbowałam trochę więcej myśleć o szyciu i nie mam już wrażenia, jak kiedyś, że oszaleję. To akurat dobra zmiana, biorąc pod uwagę, że nie mam większych zmartwień i mam dużo czasu dla siebie.

W K. I. postanowiła iść z duchem czasu i kiedy nie mogła określić płci nowo narodzonego kota, nazwała go Gender. Jestem z niej bardzo dumna. Nawet jeśli płeć nie istnieje (chyba że koty nie są przesadnymi konstruktywistami), to kot okazał się żeńskiej i został przemianowany na Gienię, żeby było podobnie i żeby nie czuł się skonfundowany.

Wracając z ziem przodków, przejechaliśmy przez Łódź. Dawno nie miała okazji obserwować jej z pozycji pasażera, więc szybko dostrzegłam jakże krzepiące napisy typu ŻYDZEW DO GAZU i pomyślałam, że może faktycznie najlepiej byłoby zrzucić na to miasto bombę i zrobić tam pierwszy w kraju postapokaliptyczny park przyrody. Na szczęście po chwili na nowo przyzwyczaiłam się do uspokajającej mieszkańców swoją stałością mowy nienawiści. Z pogodnej stagnacji wybił mnie dopiero napis na kościele: CO DWIE GŁOWY TO JUŻ NIE KACZYŃSCY. Uciekłam z gębą w rękach.

piątek, 31 października 2014

Zdrowe odżywianie

O.: - Zjadłaś spleśniałe kiełki. Twoje zdrowe odżywianie przynosi efekty odwrotne od zamierzonych.

piątek, 24 października 2014

Kotek

Muszę podzielić się przypomnianym sobie zdjęciem z wakacji przedstawiającym naszego kotka. Photo by Maćq.


środa, 22 października 2014

Maganuna przedstawia miasta Polski*: Toruń

Zupełnie przypadkiem jestem w Toruniu. Nawet mi się tu podoba. Cały czas pada. Wszędzie jest Kopiernik i pierniki. Podobają mi się pierniki. Na starym rynku wystraszyłam się tylko doktora Chazana z wystawy księgarni. Ogłoszenie pod kościołem wzbudziło mój szacun, poniżej umieszczam zdjęcie. Nie wiem, czy profilowanie oferty religijnej pod względem pci nie podpada pod niszczenie rodziny genderem. Żeby mężczyzna zostawiał swoją wygodę i przychodził czuwać po męsku... jeszcze zacznie sprzątać, a tu już grzech murowany, jak dotarło do mych uszu niedawno dzięki mediom kościelnym. Porzućmy te tematy. Jako pamiątkę z Torunia kupiłam sobie w drogerii elektryczną szczoteczkę do zębów, niestety nie o smaku pierników. Byłam nad rzeką i tam najbardziej mi się podobało, bo lubię wodę, a nie lubię zwiedzać. W samochodzie włączyłam radio i złapałam od razu Radio Maryja.

* Pobieżnie i podszywając stereotypem.


piątek, 17 października 2014

Powtarzalność

Nadeszła jesień. Wychodzę do ogrodu i miarowo, niezmiennie moknę we mgle. To już ta pora. Rano wstaję, ale się nie budzę. To jeszcze nie rozpłoszenie, ale blisko. W półśnie jem śniadanie i powoli się budzę. Zaczynam pracować w zamroczeniu. Koło południa przytomnieję i pracuję tylko w lekkim zamroczeniu. W końcu jadę na jakieś zajęcia i jestem zupełnie przytomna. Wracam trochę oszołomiona miastem i zaczynam skopywać ziemię, przesadzać sumak lub grabić liście. Minął właśnie okres mielenia masy gałęzi nową maszyną, którą sobie sprawiłam na nowy rok szkolny. Dzięki temu cudownemu urządzeniu nie muszę po każdych porządkach w lesie lub ogrodzie robić ogniska, po którym budzą się duchy przodków i nadjeżdża straż pożarna, podczas gdy ja polewam dach wodą z węża, żeby się nie zajął. Liściaste zmielone gałęzie zostawiam na podpałkę, a iglastą masą zasypuję doły w lesie. Tak na razie mijają dnie. W przyszłym tygodniu muszę popracować w rozjazdach, a później będę mogła powoli szykować się do zimowego snu.

środa, 17 września 2014

...

Pamiętacie mój podrabiany układ planet? Pewnie nie, więc wrzucę zdjęcie już po katastrofie. Wróciłam po kilku dniach nieobecności do domu i okazało się, że Ziemia spadła z nieboskłonu. To na pewno coś znaczy, tylko nie wiem co, albo nie. I nie wiem, gdzie ona była.

Istotna informacja.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Nasiona betonu

Straciłam chęć do pisania. Przez chwilę myślałam, że jak będę miała więcej czasu, napiszę sobie coś miłego. Okazało się, że nie, że życie wygrywa z pisaniem, a może tego czasu nie jest aż tak dużo? Chyba jednak jest, tylko zajmuję się czytaniem, po raz pierwszy od dawna, czytam dużo, bo nie muszę codziennie brnąć przez osiem godzin przez morza tekstów do korekty. Robię to tylko co jakiś czas, brnę np. przez czternaście godzin, ale rzadko. Poza tym wykonuję moje stare i nowe prace, przeplatając je zajęciami w domu i ogrodzie. Moje nowe wyzwanie to wylewka betonu w garażu, do której przymierzałam się od dłuższego czasu. Inne - to zmienienie naszego legendarnego salonu w salon. Przez lata był to pokój bez sufitu, wyłączony z użytku, nie licząc gromadzenia w nim rupieci i palenia papierosów, od chyba zeszłego roku ma sufit, bo zrobiłam.
(Piszę bez przekonania.)
Poczułam się chwilowo zmęczona. Chcę zajmować się życiem i swoim spokojem. Napisałam do propozycji pracy w Stolnicy, że nie jestem jednak zainteresowana. Nie jestem do końca pewna, czego oczekuję od życia, ale wiem, czego nie chcę. Więc będę robiła swoje i była chyba całkiem zadowolona. Wygląda na to, że będę miała teraz pracę mobilną i elastyczną, co mi się podoba.
Przez lata miałam wyrzuty sumienia, że "nie mam koncepcji na przyszłość", upadła mi na początku studiów, kiedy zrozumiałam, że nie będę słynną pisarką, bo po pierwsze jestem zbyt leniwa, po drugie jestem zaburzona, po trzecie na co dzień martwię się raczej tym, co do garnka włożyć (w ogródku są już dynie, ale kabaczków mało) i musiałabym najpierw stać się Bogatą Dziedziczką. Myślałam, że przeszkodą jest też to, że interesuję mnie głównie ja. Pewnie są jeszcze inne, liczne powody. Tak że nie zostanę również wybitną pianistką, malarką czy śpiewaczką, bo moje bałkańskie pieśni śpiewane od tyłu zwykle wypadają wątpliwie (choć może w czasach hipsterstwa…). To jest nadal o upadłych koncepcjach na przyszłość, przypominam, bo sama zdążyłam zapomnieć. Tak właśnie wygląda moje myślenie i pisanie. Jeśli miałabym napisać jakąś historię, musiałaby być wyjątkowo postmodernistyczna (czyt. nieczytelna).
Wylewka z betonu, wylewka betonu, betonowy ogród.

Постмодернизам


czwartek, 5 czerwca 2014

Przegląd ogłoszeń życiowych

Chciałabym mieć jakiś miły samochód. Najbardziej warszawę. Śniło mi się, że Izka kupiła czy dostała warszawę, białą; powiedziała, że jest w garażu, mogę iść zobaczyć, ale mi jej nie da.

Eniłej, przeglądam sobie dla relaksu ogłoszenia i moją uwagę zwróciły dwa następujące:

SAMOCHÓD IDEALNY DLA KOBIETY Z AUTOMATYCZNĄ SKRZYNIĄ BIEGÓW.

KOMPLET DOKUMENTÓW DO ZAREJESTROWANIA JAKO NOWY WŁAŚCICIEL.

Na koniec dodam tylko, że w zeszłym miesiącu dostałam maila z uniwersytetu, że „warunkiem wejścia na warsztaty jest okazanie się legitymacja studencką". Jestem zachwycona.

PS Czekam na lato i czas wolny, wtedy zabiorę się za dom i ogród, i, jak napisała I., nie będę miała wyrzutów, że nie zdołałam wszystkiego zrobić i znów zarosło, wyschło lub wylęgło się i zjadło liście czy kwiaty*.


niedziela, 25 maja 2014

Prywatne jest rataratarata

Wiecie co, wzięłam i zagłosowałam. Poszłyśmy z O. do szkoły na wsi i obydwie zaznaczyłyśmy moją ulubioną Izabelę Desperak.

Nie będę udawała, że jestem apolityczna; nie jestem. Nie lubię jednak ćkać bredni dotyczących świata ludzi na mój blog o dżemach, snach i ogrodzie, to zmąciłoby spokój eskapizmu z rzeczywistości, jak mogłaby powiedzieć jedna moja znajoma. Ale napiszę, bo mam dosyć tej rzeczywistości, bardzo, a w celu przełamywania złego nastawienia dla świata zamierzam mówić częściej to, co myślę.

Zagłosowałam. Izabela Desperak jest w partii Zielonych, z którą mi nie po drodze w pewnych kwestiach, ale musiałam oddać głos na moja idolkę. Akurat ona mogłaby się znaleźć w moim ogrodzie.

Tak tak głosuje homożydomasoneria!


sobota, 17 maja 2014

Kahva

Uwielbiam deszcz. Uwielbiam, jak leję, a ja siedzę w otwartym oknie i patrzę. Woda płynie z rynien i zbiera się w kałużach. Jest szaro i inaczej. Nic nie muszę i nie myślę o niczym, przynajmniej do południa, słucham sobie deszczu. Woda ścieka z dużych modrzewi przed bramą. Koty nie mokną, bo weszły do domu i zawzięcie śpią, w taki dzień potrafią wstać tylko pod koniec, żeby coś zjeść.
Za chwilę wstanę, napalę w piecyku w kuchni, żeby było przyjemnie przede wszystkim niepotrzebne notatki – i zjem śniadanie. Kawa na początek.

sobota, 26 kwietnia 2014

Dorosłe szycie instytutututu

Mimo że postanowiłam nie robić z siebie ofiary losu, najlepiej nigdy, chociażby dlatego, że jestem coraz bardziej zadowolona ze swojego życia, okazało się, że to nie wystarczyło. B. po rozmowie z Z. zadzwoniła zaniepokojona, usłyszawszy, jak moje szycie wali się w gruzy. Chodziło o możliwą redukcję mojego miejsca zatrudnienia - taka informacja zaskoczyła nasz odłam instytututu tuż przed Wielkanocą. Mimo że mówiłam, że się nie przejmuję, bo jeśli faktycznie tak się stanie, to 1. przepracowałam już całkiem sporo w miejscu, które lubię, z ludźmi, których bardzo lubię; 2. zmądrzałam, głównie zawodowo, a co za tym idzie, mam większe doświadczenie i szanse znalezienia przyzwoitej pracy; 3. ponieważ jestem ascetką i minimalistką, nie wydawałam w ostatnich czasach za dużo pieniędzy i jak nie znajdę zatrudnienia od razu, to też nie padnę z głodu, a życie na wsi jest tańsze niż w mieście; 4. nie będę mówić, że to ciekawa zmiana i może przynieść coś nowego, interesującego, bo wcale nie mam jeszcze ochoty na kolejne zmiany, raz bym chciała w szyciu jeszcze pożyć takim samym życiem (i m.in. ocieplić chałupę...); 5. jestem od kilku miesięcy tak zmęczona, że nie chce mi się czasem szyć - po pracy na pełen etat latam na zajęcia, na które muszę chodzić, latam na zajęcia, które prowadzę, a w wikendy przygotowuję je albo zajmuję się intensywnym muszeniem przygotowywać. Żadne szycie. A nie umiem ich nie przygotować lub zrobić je źle, na odwal się, bo cały czas mam złudzenia dotyczące uczelni i tego, jak musi wyglądać lektorat. Eniłej, mam satysfakcję, ale wolałabym mieć więcej czasu i luzu. Więc! jakby moja praca zanieistniała, to przynajmniej odpocznę. Będę jeździć po wsiach i robić zdjęcia, siedzieć nad stawem i patrzeć na żaby, jeść ciastka z koszyka z piknikiem. Cały czas pamiętam, że nie samą pracą człowiek szyje.

Te ostatnie zdania o ciastkach i żabach to takie moje standardowe pitu pitu o słodyczy istnienia, ale nadal mnie przekonuje.

W ramach odświeżającego dodatku na temat tego, co jest w życiu ważne, zamieszczam nagranie - niestety bez napisów.

środa, 16 kwietnia 2014

Przyjemność tekstu

Znowu czytam, głównie z przekory, bo niby powinnam zajmować się pisaniem doktoratów i przygotowywaniem zajęć. Po ostatnich miesiącach tyrania nie zamierzam się jednak do niczego zmuszać ponad miarę.

"Podobno nigdy się nie podniósł po tym, co się wydarzyło przed jego weselem. Miał się ożenić z jedną damą, zdaje się, że ze Spenderów. Szykowało się wielkie weselisko, ale po próbie panna młoda poszła na piętro i odstrzeliła sobie głowę. Palcem u nogi pociągnęła za cyngiel strzelby."

poniedziałek, 31 marca 2014

niedziela, 30 marca 2014

Proljeće na moje rame slijeće

Mam do napisania tylko smętki. Więc wrzucę niesmętne zdjęcie.

niedziela, 2 lutego 2014

Шта радиш кад пахуље падају на град

Dopiero w niedzielę doszłam do siebie po tygodniu. Jak to ostatnio. Staram się w miarę regularnie biegać, więc biegałam 45 minut i pokonałam ponad sześć kilometrów. Żeby nadrobić braki w kaloriach, zjadłam zaraz osiem kawałków tarty ze śliwkami, jako że piekę przy sobocie, żeby uczcić, że żyjemy i mamy czasem wolne dnie.

Шта радиш кад пахуље падају на град

Lubię swoje życie. Tak sobie powtarzam, żeby zapomnieć o zmęczeniu.

Шта радиш кад пахуље падају на град

Lubię to, że postanowiłam nie robić w ten wikend nic, co powinnam. Nie pisałam konspektów. Nie przygotowywałam zajęć, nie myślałam nad niczym uczelnianym, a także pracowym. NIe czytałam nawet książek, które pożyczyłam z myślą, że muszę je przeczytać. Przeczytałam Blankets. Pod śnieżną kołderką, które przyszło do mnie pocztą z dawnych czasów. Jako że rozbiłam samochód, a poczta jest za siódmą wioską, odpaliłam właściwie zepsute Tiko i, ślizgając się po lodzie, jakoś dotarłam do nieszczęsnego urzędu.

Шта радиш кад пахуље падају на град

A, tak, z nowości to rozbiłam samochód O., bo zamarzł z nienacka deszcz i wypadłam z zakrętu. Na szczęście nic mi się nie stało, tylko przy okazji rozbiłam jakieś dwie wypłaty. Jeśli jesteście ciekawi, jak to jest wylądować na poduszce powietrznej, to rozkosznie, ma się wtedy obitą tylko rękę o deskę rozdzielczą, wszystko inne super, tylko jest w poduszkach jakiś proszek, który śmierdzi, jakby się paliło.

Шта радиш кад пахуље падају на град

To mój pierwszy wikend od dłuższego czasu, kiedy nic nie muszę, zasadniczo tylko dzięki postanowieniu. Wytrwałam w nim nieugięcie. Chodziłam po śniegu, obmyślałam ogród i strych, paliłam papierosy, robiło mi się niedobrze (bo prawie nie palę), gotowałam, sprzątałam, szyłam na maszynie, a raczej przerabiałam różne dziwne spodnie.

Шта радиш кад пахуље падају на град

Przypomniałam sobie, że na pogrzebie Đ. Ciocia B. miała ze sobą zamykaną srebrną popielniczkę, którą dostała ode mnie prawie 15 lat temu... Zrobiło mi się jakoś smutno, ale miło.

Шта радиш кад пахуље падају на град

Czekam na wiosnę. Nie lubię zimy. Nie znoszę zimy dłużej niż miesiąc. Kiedyś wyprowadzimy się do ciepłych krajów. Albo i nie.

Шта радиш кад пахуље падају на град

PS Imbolc obeszłam, paląc papierosy nad wodą w postaci odwilżającego się chwilowo śniegu.

czwartek, 23 stycznia 2014

Szkic

Od kilku miesięcy myślę, że chciałabym popisać sobie więcej, ale oczywiście łatwiejsze rozrywki wygrywają i oglądam American Horror Story albo kompulsywnie sprzątam i idę spać. Czasem szyję coś eksperymentalnego na maszynie. Chciałabym popisać więcej życia, zagłuszyć niepokój (na szczęście prawie go nie odczuwam, może to przez wypełnienie szycia pracą), napisać kawałek doktoratu, który odłożyłam na niewiadomokiedy, bo postanowiłam w życiu już nie wywierać na siebie niepotrzebnych presji i nie stresować się bez powodu. Chcę w spokoju czytać, wyglądać przez okno, ocieplać ściany, przybijać podłogę i konstruować moje szycie. Brakuje mi na to czasu, ale to kolejny potrzebny rok pracy (trochę ponad jednej) i jestem tego świadoma. Do tego pracy, którą lubię. Staram się pamiętać, że przyjdzie wiosna i przeczytam większość tego, co teraz leży nieruszone, a praca pozwoli mi na dalsze godne szycie (albo i nie, żyjemy w końcu za żelazną kurtyną).

Szkic, bo chciałam napisać o tym, co lubię, ale pokrótce:

- jeść (dużo, słodkie);

Ty zawsze byłaś zachłanna, powiedziała kiedyś O.

Na szczęście znowu trochę biegam. Nie pamiętam, czy pisałam, ale pobiegłam w biegu noworocznym w Kurowicach (tak!) i dostałam medal (tak!)! Jestem z siebie strasznie dumna i zadowolona.

PS W pracy odebrałam telefon instytut słucham (tak, zgrywam się na poważną biurwę!), a tam pani powiedziała, że zaprasza mnie na (uwaga!) spotkanie kulinarne, na którym otrzymam wyjątkowy prezent, KULĘ PIORĄCĄ! Dostałam ataku głupawki i powiedziałam, że nie jestem w stanie rozmawiać, po czym dochodziłam do siebie przez kilka minut.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Upodobawszy

O.: - Włączyłam wczoraj telewizję i zaczęłam oglądać film. Od razu pomyślałam, że ci się spodoba, bo to w twoim typie: gdzieś na końcu świata, wszystko we mgle, gęsi chodzą po polnych drogach, przez wieś wiozą trumnę.

piątek, 17 stycznia 2014

Jakbyście nie wiedzieli, co to jest orzeczenie modalne

Sytuacja z pracy, MGNN tłumaczy w pośpiechu, dlaczego nie ma być przecinka w pewnym zdaniu:
 - Nie oddzielimy tego przecinkiem, bo to nie jest zdanie złożone. Tam jest orzeczenie modalne, czyli te wszystkie czasowniki tworzą jedno orzeczenie: na przykład Wolę pływać niż wymiotować.
(zapada cisza, kurtyna)

Rozmowa Maganuny z dentystką

MGNN: - Bo ja odkryłam właśnie, że mam dziurę w ósemce. Nic mnie nie bolało! Aż wypatrzyłam w lusterku dentystycznym.
Pani lekarz dentystka: - Faktycznie, jest duży ubytek. [Wkłada szpikulec.]
MGNN: - AAAA!
PLD: - Ciężko się tu dostać (...), nie uczestniczy w zgryzie (...). Z drugą ósemką będzie tak samo
MGNN: - Nie jestem do tych konkretnych zębów jakoś szalenie przywiązana.
PLD: - Wypiszę skierowanie na usunięcie, na tą drugą też.
MGNN: - I można je tak za jednym zamachem?
PLD: - Nie, to nie byłoby wskazane.