środa, 9 maja 2012

Wyrż

To miał być spokojny dzień. Od rana odszyfrowywałam teksty ruskie z jać i innymi jerami, później czytałam rzeczy na seminarium, w końcu zapakowałam papiery na zajęcia, słownik terminów literackich, aparat i wodę do plecaka i zebrałam się, żeby jechać do Miasta Uć. No i jak już wyjechałam, to motor mi wszedł na dziwnie wysokie obroty i zanim się zorientowałam, wyrżłam motocyklem i sobą o żużel. Oczywiście po co było zakładać rękawice, skoro jest ciepło? Można przecież też powydłubywać kawałki żużlu nożyczkami!
Tak oto radośnie kontynuuję dzień, siedząc w majtkach na tarasie i palę papierosa, przedarte spodnie (oczywiście ulubione) rzuciwszy w kąt. Przynajmniej mam teraz usprawiedliwienie, żeby nigdzie nie jechać.
Poza tą interesującą, zabawną i zakończoną morałem historią zapewniam, że nic wielkiego mi się nie stało , jakby S. przeczytał, zanim wróci do domu, i wpadł w panikę.