Dzisiaj cały dzień odnawiałam meble, ponieważ jak niemal co dzień muszę pracować. Kończy się na tym, że przez większość dnia zajmuję się muszeniem pracować, a pod koniec dnia w popłochu nadrabiam albo i nie, odkładając na czas paniki przed dedlajnem. To temat na kolejną impresję, a mianowicie, że albo będę zarządzać sobą w czasie, albo lepiej wrócę na etat. Albo znajdę takie zlecenia do robienia w domu, których nie będę za często nienawidzić. Choć to dziwne, bo na etacie nie przeszkadzało mi, jeśli nienawidziłam tekstów, które poprawiałam. W każdym razie odnawiałam dziś meble przez cały dzień. Skończyłam drewniany fotel sprzed wojny. Prawie zrobiłam do końca biblioteczkę z po wojnie. Albo sprzed, bo nie wiem, czy z tyłu jest data 37 r. czy 57 r. Zrobiłam część ławy. Wszystko to meble z litego drewna, które dają mi poczucie stabilności. Zdzieram stare lakiery, odkorniczam, bejcuję i lakieruję na pół matowo. Nie są to jakieś cuda wianki, ale są miłe i ładne, a dla mnie bardzo przyjemne i ładne.
Poza tym z atrakcji codziennych to ugryzła mnie osa. To dla mnie faktyczna niespodzianka, bo od lat mnie to nie spotkało. Trochę boli, bo przed chwilą zobaczyłam ją na nodze podczas zmywania. Musiała się przedostać. Zatłukłam, ale zdążyła, więc mam atrakcję - w końcu coś się wydarzyło. Ostatnio nawet burze nie były spektakularne, tylko czasem trochę wieje. Oprócz tego raczej nic, a osy interesują mnie bardziej niż dyskoteki czy nowe narkotyki. A! Nieprawda. Dwa dni temu poszłam biegać, dobiegłam aż do kościoła w sąsiedniej wsi i z powrotem, a wracając, znalazłam białego kota. Ogłoszenie o jego zagubieniu wisiało z sklepie już drugi miesiąc, ktoś musiał go dokarmiać przy remontowanej, do niedawna zdemolowanej stacji benzynowej i szrocie prowadzonym przez ćwoki. Kot był miły i siedział ze mną dwa dni, jak robiłam korekty w salonie, po czym został odebrany przez chłopca z miasta, który przechowywał kota na wsi u rodziców. Więc takie atrakcje też u mnie występują.
Aktualizacja: następnego dnia wylała pralka i to też była spora atrakcja. A kilka dni później była burza, co zawsze jest wydarzeniem odświętnym.
Poza tym z atrakcji codziennych to ugryzła mnie osa. To dla mnie faktyczna niespodzianka, bo od lat mnie to nie spotkało. Trochę boli, bo przed chwilą zobaczyłam ją na nodze podczas zmywania. Musiała się przedostać. Zatłukłam, ale zdążyła, więc mam atrakcję - w końcu coś się wydarzyło. Ostatnio nawet burze nie były spektakularne, tylko czasem trochę wieje. Oprócz tego raczej nic, a osy interesują mnie bardziej niż dyskoteki czy nowe narkotyki. A! Nieprawda. Dwa dni temu poszłam biegać, dobiegłam aż do kościoła w sąsiedniej wsi i z powrotem, a wracając, znalazłam białego kota. Ogłoszenie o jego zagubieniu wisiało z sklepie już drugi miesiąc, ktoś musiał go dokarmiać przy remontowanej, do niedawna zdemolowanej stacji benzynowej i szrocie prowadzonym przez ćwoki. Kot był miły i siedział ze mną dwa dni, jak robiłam korekty w salonie, po czym został odebrany przez chłopca z miasta, który przechowywał kota na wsi u rodziców. Więc takie atrakcje też u mnie występują.
Aktualizacja: następnego dnia wylała pralka i to też była spora atrakcja. A kilka dni później była burza, co zawsze jest wydarzeniem odświętnym.