Śniło mi się przejście do innego świata. Mimo że na codzień jestem w Barcelonie, weszłam tam przez opuszczony drewniany kurnik gdzieś w Świętokrzyskiem. Przeciskałam się między długimi grzędami, potem drutami, na chwilę wyszłam na dworze na mglistą polską jesień, aż w końcu znalazłam się na wielkim strychu, pod którym nie było domu, tylko przestrzeń powietrzna. Latały w niej nietoperze albo pterodaktyle, które chciały dostać się na strych przez drzwi w podłodze. Kiedy jeden spróbował się wcisnąć, uderzałam w niego, nawet wyrwałam kawałek skórzastego skrzydła, ale i tak wleciał. Niespodziewanie zrobiło się ciemno. Próbowałam na oślep go zatłuc, latał po strychu, ale nie trafiałam. Mówiłam do S. „mysza, zapal światło, zapal światło”, ale nie można było znaleźć pstryczka.