Pewnie przeprowadzę się za kilka miesięcy, ale już teraz zaczęłam porządkować rzeczy. Dogłębnie, wyrzucając, myśląc, czy tego wszystkiego naprawdę potrzebuję. Dużo poszło do pieca, mimo że uważam, że wcale nie miałam dużo gratów. Spaliłam przede wszystkim to, co sama sobie kupowałam w przypływie szału albo z myślą, że coś z tego zrobię, uszyję, przerobię. Nie zrobiłam, to już nie zrobię. Zostawiałam głownie drobiazgi, które mają znaczenie sentymentalne. Nawet nie pamiętałam, że wśród tego jest tyle książek. Zawahałam się przy zbieranych starych meblach, które zaczęłam nawet odnawiać. Zrobiło mi się po raz pierwszy smutno, kiedy na nie spojrzałam. Dotychczas były czymś pozytywnym, przywoływaczem tego, co wcześniej, dobrze mi się kojarzyły. Dzisiaj, wyrzucając moje własne gromadzone skorupy, pomyślałam, że część najbardziej zniszczonych mebli faktycznie wyrzucę. Przynajmniej te, które już miały być wyrzucone przez kogo innego i wzięłam je do siebie. Może mi ten nastrój minie, ale w tej chwili patrzę na nie jak na coś, co się skończyło. Zrobię im zdjęcia i przerobię na tekst, może teraz w tekście ich miejsce. Może to przelotne przygnębienie wywołane zmianami – widzę dziury po kornikach i zniszczenie, zniszczenie, a przecież rzeczy miały być trwalsze od nas i mijających lat. Takie tam frazesy, wszystko się w końcu pozmieniało, a nam zostały teksty i skorupy. Może to wiek chrystusowy wywołuje melancholię. Policzyłam sobie, że w tym roku skończę zaraz 33 lata. Po chwili do mnie dotarło, że źle policzyłam i że to dopiero 32, po czym nawet mi ulżyło.
Kupiłam albumy i wkładam do nich liczne zdjęcia, których dekady pozamykaliśmy przez lata w pudełkach, gdzie leżą przemieszane z innymi dekadami. Staram się je podzielić chociaż na dziesięciolecia, jeśli nie jestem pewna.
Wybrałam tyle książek, ile się zmieściło w biblioteczce, reszcie mówię do widzenia, i tak do nich nigdy nie zajrzę. Zmieściły się zaś takie rzeczy jak Technologia przemysłu chemicznego z1953 roku, z której babcia uczyła się na studiach w Łodzi. Książka jest w złym stanie i rozpadała się na tyle, że przedwczoraj postanowiłam zużyć ją na podpałkę w piecu. Zgniatałam kolejno wypadające kartki, aż przypadkiem spojrzałam na śródtytuł Środki narkotyczne i nasenne, przeczytałam, zaśmiałam się ucieszona, a potem przeczytałam o lakierach, co wydało mi się ciekawe i rozjaśniło mi w głowie, czym w ogóle jest lakier. Po tym wyjęłam kartki z pieca, rozprostowałam i odłożyłam całość na półkę.
Ciąg dalszy może nastąpi. Notatka zdezintegrowana jak ja w tym roku.
Kupiłam albumy i wkładam do nich liczne zdjęcia, których dekady pozamykaliśmy przez lata w pudełkach, gdzie leżą przemieszane z innymi dekadami. Staram się je podzielić chociaż na dziesięciolecia, jeśli nie jestem pewna.
Wybrałam tyle książek, ile się zmieściło w biblioteczce, reszcie mówię do widzenia, i tak do nich nigdy nie zajrzę. Zmieściły się zaś takie rzeczy jak Technologia przemysłu chemicznego z1953 roku, z której babcia uczyła się na studiach w Łodzi. Książka jest w złym stanie i rozpadała się na tyle, że przedwczoraj postanowiłam zużyć ją na podpałkę w piecu. Zgniatałam kolejno wypadające kartki, aż przypadkiem spojrzałam na śródtytuł Środki narkotyczne i nasenne, przeczytałam, zaśmiałam się ucieszona, a potem przeczytałam o lakierach, co wydało mi się ciekawe i rozjaśniło mi w głowie, czym w ogóle jest lakier. Po tym wyjęłam kartki z pieca, rozprostowałam i odłożyłam całość na półkę.
Ciąg dalszy może nastąpi. Notatka zdezintegrowana jak ja w tym roku.