Trzymam się ostatnio rzeczywistości i pragmatycznie dbam o rzeczy codzienne. Właśnie kończę malować pokój, w którym wcześniej wykorzystałam umiejętności remontowe ekipy Maganu-Bud, kładąc gładzie na zniszczonych ścianach nieruszanych od lat 50., a właściwie ruszanych czternastoma warstwami farby, które uprzednio w większości zeskrobałam. W lutym ruszy ulepszanie kuchni, ale to już zrobi tzw. fachowiec, bo gdybym miała jeszcze skuwać kafelki, które niegdyś przykleiłam nieodklejalnym klejem Hobo (Fresh-Squeezed Hobo Glue), oczadziałabym psychicznie. Na podłodze jeszcze pół biedy, bo są na płycie OSB, którą O. przybijała bardzo licznymi gwoździami, ale ze ściany to zejszłyby (bez fachowca) pewnie z tynkiem. Więc tak sobie powoli remontuję, dużo tego i tak nie ma. A jak już wyremontuję, to się wyniosę do lasu (jeśli buk da).
To była część pragmatyczna, a teraz część oniryczna – sen, który nadesłała Baluk.
"Śniło mi się, że byłam u Ciebie (trochę z M., a trochę bez), i:
- pracowałaś właśnie nad animacją, w której występował mały chłopiec (jak patrzyłam Ci przez ramię, to robiłaś mu wielkie, smutne oczy, chłopiec był blondynem), który walczył z Cruellą de Mon, potem ten chłopiec był coraz większy, aż w końcu stał się dorosły i tym chłopcem byłaś Ty;
- miałaś drewnianą, starą szufladę, w której umieściłaś sobie równie stare, płaskie radio tak, że można było chodzić z tą szufladą i słuchać muzyki, bo radio było na zwykłe baterie paluszki, w środku radia była żarówka, więc ładnie się ono świeciło w ciemności;
- byłaś pokłócona z S. i powiedziałaś, że "stało się jeszcze coś", ale nie chciałaś wyjaśniać, dodałaś też, że S. zostawił 50 zł na jedzenie;
- przyjechały jakieś Twoje dwie koleżanki ze studiów i rozmawiałyście o tym, że jesteście w takim teamie, że wymyślacie jakieś rozmówki i je czytacie na głos, i że jesteście w tym najlepsze;
- siedziałyśmy do późna, a właściwie do rana, i Ty powiedziałaś, że musisz jechać do pracy już, a my zostałyśmy i miałyśmy się zdrzemnąć, ale tego nie zrobiłyśmy (za oknem wstawał świt);
- powiedziałaś, że jak wrócisz, to "w końcu pójdziemy na spacer tam, gdzie Ty chcesz";
- ja po raz kolejny obawiałam się, że nie zdam matury (lub nie zaliczę roku, nigdy nie wiem, który to jest to dokładnie etap edukacji), jeśli nie nadrobię zaległości z biologii i/lub matematyki.
A potem M. mnie obudziła 15 minut przed budzikiem, więc nie wiem, co było dalej".
To była część pragmatyczna, a teraz część oniryczna – sen, który nadesłała Baluk.
"Śniło mi się, że byłam u Ciebie (trochę z M., a trochę bez), i:
- pracowałaś właśnie nad animacją, w której występował mały chłopiec (jak patrzyłam Ci przez ramię, to robiłaś mu wielkie, smutne oczy, chłopiec był blondynem), który walczył z Cruellą de Mon, potem ten chłopiec był coraz większy, aż w końcu stał się dorosły i tym chłopcem byłaś Ty;
- miałaś drewnianą, starą szufladę, w której umieściłaś sobie równie stare, płaskie radio tak, że można było chodzić z tą szufladą i słuchać muzyki, bo radio było na zwykłe baterie paluszki, w środku radia była żarówka, więc ładnie się ono świeciło w ciemności;
- byłaś pokłócona z S. i powiedziałaś, że "stało się jeszcze coś", ale nie chciałaś wyjaśniać, dodałaś też, że S. zostawił 50 zł na jedzenie;
- przyjechały jakieś Twoje dwie koleżanki ze studiów i rozmawiałyście o tym, że jesteście w takim teamie, że wymyślacie jakieś rozmówki i je czytacie na głos, i że jesteście w tym najlepsze;
- siedziałyśmy do późna, a właściwie do rana, i Ty powiedziałaś, że musisz jechać do pracy już, a my zostałyśmy i miałyśmy się zdrzemnąć, ale tego nie zrobiłyśmy (za oknem wstawał świt);
- powiedziałaś, że jak wrócisz, to "w końcu pójdziemy na spacer tam, gdzie Ty chcesz";
- ja po raz kolejny obawiałam się, że nie zdam matury (lub nie zaliczę roku, nigdy nie wiem, który to jest to dokładnie etap edukacji), jeśli nie nadrobię zaległości z biologii i/lub matematyki.
A potem M. mnie obudziła 15 minut przed budzikiem, więc nie wiem, co było dalej".