Kiedy A. skończył dziewięćdziesiąt lat, uświadomił sobie, że nawet jeśli będzie żył – zgodnie z oczekiwaniami dla osoby z jego mieszanką genów – co najmniej sto dwadzieścia lat, nie będzie już nigdy młody. Mogło mu bardziej zależeć na wyglądzie lub mniej, to zależało od dekady, ale kiedy skończył czterdzieści pięć lat, okazało się, że specjalnie się nie zmienia, został nieco zasuszonym mężczyzną w średnim wieku aż do tej dziewięćdziesiątki. Wtedy zaczął wyglądać jak zasuszony mężczyzna koło sześćdziesiątki. Zapomniał już dawno, co to znaczy być młodym, chociaż czasami docierał do niego błysk z przeszłości. Zwykle w momentach intymnych. Jego powierzchowność zaś nie miała w sobie wiele z młodości, mimo wyprostowanej postawy i szybkiego kroku. Zaciętość w ruchach i ponura pogoda w oczach, przemieszana z drwiną, wskazywała raczej na starego cynika.
Maganuna w tym czasie pisała w łóżku starego domu w Barcelonie swoją niefabularną opowieść o przemijaniu. Modne miejsce, pomyślała, powinnam je nazwać choćby Kalińcem, żeby brzmiało to mniej pretensjonalnie i nawiązywało do moich stron. Co robią teraz moi przodkowie? Może spacerują czasem po przejściu do roku 1984. Jakbym się tam sama dostała, mogłabym się z nimi spotkać. Ale wiemy już, co się wtedy dzieje, do korytarza trzeba się przeczołgać przez długą i wąską piaszczystą norę zaczynającą się pod schodami na strych, a to nic bezpiecznego, może się zawalić i kogoś zasypać, a pewnie tak by się stało, i znowu kolejny przodek przeniósłby się do tzw. wieczności. Na razie pozostaje mi pamiętać, że oni tam są. Mogą sobie wejść do tego pokoju i wyglądać na drzewa przed ponad trzydziestoma laty. Czasem jest wiosna, czasem jest jesień, raczej wczesna niż późna pora dnia, ale niepokojące wieczory przed burzą też się zdarzają. Tylko rok się nie zmienia. Bańka mydlana.
Wszystko jest tylko w mojej głowie, jest cały czas w mojej głowie, jest różą, jest różą, jest różą.
Maganuna w tym czasie pisała w łóżku starego domu w Barcelonie swoją niefabularną opowieść o przemijaniu. Modne miejsce, pomyślała, powinnam je nazwać choćby Kalińcem, żeby brzmiało to mniej pretensjonalnie i nawiązywało do moich stron. Co robią teraz moi przodkowie? Może spacerują czasem po przejściu do roku 1984. Jakbym się tam sama dostała, mogłabym się z nimi spotkać. Ale wiemy już, co się wtedy dzieje, do korytarza trzeba się przeczołgać przez długą i wąską piaszczystą norę zaczynającą się pod schodami na strych, a to nic bezpiecznego, może się zawalić i kogoś zasypać, a pewnie tak by się stało, i znowu kolejny przodek przeniósłby się do tzw. wieczności. Na razie pozostaje mi pamiętać, że oni tam są. Mogą sobie wejść do tego pokoju i wyglądać na drzewa przed ponad trzydziestoma laty. Czasem jest wiosna, czasem jest jesień, raczej wczesna niż późna pora dnia, ale niepokojące wieczory przed burzą też się zdarzają. Tylko rok się nie zmienia. Bańka mydlana.
Wszystko jest tylko w mojej głowie, jest cały czas w mojej głowie, jest różą, jest różą, jest różą.