Maganuna nastawiła czajnik na herbatę i zapaliła papierosa, żeby ukradkiem palić go nad piecem kuchennym. Cały dym szybko znikał pod półotwartą fajerką i M. z przyjemnościa patrzyła na jego ruch, przypominając sobie, że widywała to w dzieciństwie i wtedy też ją to ciekawiło. Teraz patrzyła jak zahipnotyzowana. "A ponoć z wiekiem coraz mniej rzeczy człowieka zachwyca", pomyślała. Było w tym sporo prawdy, jednak często zauważała ze zdziwieniem, że zwykłe rzeczy i czynności sprawiają jej przyjemność. Nie potrzebowała palić papierosów, ale podobał jej się dym. Potrafiła zapalić i patrzeć, jak papieros tli się na popielniczce, zmieniając się w szarą gąsienicę popiołu. To też było ładne. Kiedyś nie lubiła palaczy i wszystkiego, co z nimi związane, teraz przyszło jej do głowy, że garści pachnącego tytoniu mogłaby zaszyć w poduszeczce i trzymać w kieszeni kurtki, żeby nim pachniała. Rzeczy, czynności, zapachy. Poranki lubiła najbardziej, ale wtedy nie myślała nawet o papierosach. "Widocznie nie jestem uzależniona", myślała radośnie i piła dwie kawy, bo jedna to za mało. - Ty zawsze byłaś zachłanna - powiedziała już parę lat temu jej matka. Poranna kawa to rytuał, tak powinna być zawsze traktowana. Jeżeli ktoś chce się tylko obudzić, niech pije herbatę i napoje z kofeiną. Latem M. mogła wyjść z kawą na werandę i wyobrażać sobie, że żyje w książce. Zbierała przedmioty, które tworzyły atmosferę początków ubiegłego wieku, a M., chociaż nie chciałaby zyć w tamtych czasach, z przyjemnością wchodziła do domu pełnego imbryków do kawy, małych filiżanek, patrzyła na półkę z samowarem, z kubkami w karciane wzory i z pozłacanymi uszkami. Przedmioty nie miały specjalnej wartości materialnej, ale były Przyjemnością, były też dzianiem się i czynnościami. Przypominała sobie w letnie poranki, że najlepiej na werandzie z kimś rogaliki jeść, zwykle jednak siedziała sama, bo szła do pracy na późniejszą godzinę. Lubiła te chwile, kiedy była rano zupełnie sama, w końcu jak miło jest nie musiać przejmować się niczym i być piciem kawy, słuchaniem muzyki.
niedziela, 17 marca 2013
niedziela, 10 marca 2013
Biegun Łódzki-Wschodni
Włączyłam w przypływie ponurych myśli radio. Siedzę trzeci dzień zasypana na końcu świata, bo przecież jak już wrócę do domu w piątek po pracy, to nie wyjdę nawet do sklepu, bo napadało śniegu do obrzydzenia. Włączyłam - mimo że nienawidzę radia - bo koty mało mówią, a ja trochę szaleję sama; mam niby pisać, więc sprzątam strych, S. chory daleko w tajemniczej krainie za polem ziemniaków ("z dalekiego kraju Gar-Deroby, gdzie panuje wieczne lato wokół prześwietnego miasta Staraszafa"). Walcząc z dygresją: w radio mówią, że NA PÓŁNOCY POLSKI NAWRÓT ZIMY! Na Północy! Winter is coming! Od kilku dni zastanawiam się, czy to zlodowacenie, a oni mówią, że nawrót na północy. Dotychczas myślałam, że mieszkam aktualnie w płaskiej Polsce Środkowej, ale chyba to przeklęta północ. Żeby nie być gołosłowną, załączam zdjęcia poglądowe:
Subskrybuj:
Posty (Atom)