Mimo że postanowiłam nie robić z siebie ofiary losu, najlepiej nigdy, chociażby dlatego, że jestem coraz bardziej zadowolona ze swojego życia, okazało się, że to nie wystarczyło. B. po rozmowie z Z. zadzwoniła zaniepokojona, usłyszawszy, jak moje szycie wali się w gruzy. Chodziło o możliwą redukcję mojego miejsca zatrudnienia - taka informacja zaskoczyła nasz odłam instytututu tuż przed Wielkanocą. Mimo że mówiłam, że się nie przejmuję, bo jeśli faktycznie tak się stanie, to 1. przepracowałam już całkiem sporo w miejscu, które lubię, z ludźmi, których bardzo lubię; 2. zmądrzałam, głównie zawodowo, a co za tym idzie, mam większe doświadczenie i szanse znalezienia przyzwoitej pracy; 3. ponieważ jestem ascetką i minimalistką, nie wydawałam w ostatnich czasach za dużo pieniędzy i jak nie znajdę zatrudnienia od razu, to też nie padnę z głodu, a życie na wsi jest tańsze niż w mieście; 4. nie będę mówić, że to ciekawa zmiana i może przynieść coś nowego, interesującego, bo wcale nie mam jeszcze ochoty na kolejne zmiany, raz bym chciała w szyciu jeszcze pożyć takim samym życiem (i m.in. ocieplić chałupę...); 5. jestem od kilku miesięcy tak zmęczona, że nie chce mi się czasem szyć - po pracy na pełen etat latam na zajęcia, na które muszę chodzić, latam na zajęcia, które prowadzę, a w wikendy przygotowuję je albo zajmuję się intensywnym muszeniem przygotowywać. Żadne szycie. A nie umiem ich nie przygotować lub zrobić je źle, na odwal się, bo cały czas mam złudzenia dotyczące uczelni i tego, jak musi wyglądać lektorat. Eniłej, mam satysfakcję, ale wolałabym mieć więcej czasu i luzu. Więc! jakby moja praca zanieistniała, to przynajmniej odpocznę. Będę jeździć po wsiach i robić zdjęcia, siedzieć nad stawem i patrzeć na żaby, jeść ciastka z koszyka z piknikiem. Cały czas pamiętam, że nie samą pracą człowiek szyje.
Te ostatnie zdania o ciastkach i żabach to takie moje standardowe pitu pitu o słodyczy istnienia, ale nadal mnie przekonuje.
W ramach odświeżającego dodatku na temat tego, co jest w życiu ważne, zamieszczam nagranie - niestety bez napisów.
Te ostatnie zdania o ciastkach i żabach to takie moje standardowe pitu pitu o słodyczy istnienia, ale nadal mnie przekonuje.
W ramach odświeżającego dodatku na temat tego, co jest w życiu ważne, zamieszczam nagranie - niestety bez napisów.