sobota, 3 października 2015

Kafeteria "Powietrzna poczwarka"

Przez pół nocy była burza. Lało, widać było błyskawice i grzmiało. Budziłam się co jakiś czas, ale byłam zadowolona, jak zawsze podczas burzy. Miałam przyjemne wrażenie pozostałe z dawnych lat, że to rytuał przejścia, że rano po burzy budzę się trochę inna i parę spraw potoczy się inaczej. Zobaczymy. Śniło mi się, że byłam w K. i że wszędzie rosły wysokie, stare drzewa, jak jeszcze powiedzmy piętnaście lat temu. Szłam nad staw, patrzyłam na akacje i leszczyny i wydawało mi się, że podrzucam małe powietrzne poczwarki. Czytam właśnie "1Q84" i parę motywów po mnie chodzi, bo są czasem zbieżne z tym, co mam w głowie. Kilka dni temu byliśmy ze znajomymi na górze nad miastem i patrzyliśmy na fajerwerki. Z góry morze wygląda, jakby było ścianą ponad linią miasta i jakby się o dziwo nie przelewało przez wybrzeże. Kiedy robi się ciemno, nie widać już wody, tylko linię świateł miast. Wtedy po chwili dostrzega się statki powietrzne wysoko nad linią horyzontu. To dziwne. Zwykle myślałam, że to Symfonia  Mórz, a teraz uznałam, że to powietrzne poczwarki.

Właśnie prawie spaliłam kafeterię, tzn. makinetkę, tj. maszynkę do robienia kawy na gazie. Nie wiem, jak się ją jeszcze nazywa w różnych częściach kraju.

*(Nie do końca jestem pewna, czy podoba mi się to, jak ta książka jest napisana, czasem mnie denerwuje, bo mam wrażenie, że jest napchana pseudosymbolami, które nic nie znaczą, ale czytelnik się zastanawia. Na gruncie polskim robi to Olga Tokarczuk. Ale może to też jest dobre, tylko ja o tym nie wiem. W każdym nadal przyjemnie mi się czyta mimo zdarzającej się irytacji.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz