Trochę wsiąkłam w życie południowe, śródziemnomorskie, co objawia się tym, że zupełnie nie pamiętam, że jestem nad morzem i w jednym z większych miast europejskich. Chodzę na zajęcia, po zajęciach spaceruję po wzgórzach przy domu (wtedy przypominam sobie na chwilę, że to morze i kostabrawa, bo widzę morze i miasto z góry), czasem poprawiam lepsze lub gorsze teksty, sama niewiele pisząc. Jak zwykle wiele czasu poświęcam bezproduktywnemu myśleniu o szyciu. Na razie nic nie wymyśliłam. Chcę być w Barcelonie i chcę być na wsi u siebie, więc jedynym rozwiązaniem jest rozdarcie się lub magiczne nałożenie się światów. (Buduję pozytywną narrację, bo sama mam dosyć swojego narzekania, że "nie chcę być w obcym miejscu, ale i nie chcę być w Polsce jako aparacie państwowym", idzie mi przyzwoicie). Nie piszę za wiele, bo nawet moje fantazje są ostatnio bezproduktywne. Budzę się w nocy, mówię S., że właśnie mi się coś śniło, ale rano już nie wiem, co to było, a on nie wie, że coś mówiłam. A sny są chwilowo ciekawsze od rzeczywistości, którą trzeba mozolnie budować, bez instrukcji i z ograniczonym zestawem narzędzi. Tą oto zardzewiałą myślą na dziś skończę.