Całkiem niedawno, na wiosnę, śniło mi się, że grabiłam ogródek na drugiej werandzie w K., przygotowywałam ziemię pod nasturcje, bo była już prawie wiosna i trzeba było sprzątnąć resztki zeschniętych liści i łodyg. Wyciągałam kawałki starego tynku z ziemi przy fundamencie, gdy ziemia w jednym miejscu obsunęła się nieco, wpadając bardziej w szczelinę między grządką a domem. Weranda nie była tak naprawdę już werandą, tylko samym fundamentem po niej przylegającym do domu, wypełnionym ziemią i pokrytym przez większość roku sianymi przez K. nasturcjami. Ale teraz ziemia się obsunęła, tworząc szczelinę. Spojrzałam w głąb, ale nie było nic widać. Zaczęłam więc odgrabiać ziemię, odkładając nasturcje na później, aż szczelina robiła się coraz większa, aż oczom moim ukazała się góra łukowato sklepionego okienka, jak z drugiej strony domu, tam, gdzie zimą trzymaliśmy dżemy i kartofle oraz marchew zasypaną piaskiem. Sięgnęłam po łopatę i odrzucałam ziemię, aż odkryłam większość okienka. Przede mną widniała ciemna dziura prowadząca najwyraźniej do piwnicy, częściowo zasypanej ziemią. Jak to możliwe, pomyślałam, że nikt mi nigdy nie powiedział, że z tej strony domu tak samo były piwnice? Czy to możliwe, żeby nawet I. o tym nie wiedziała? Trochę się zaniepokoiłam, bo skoro piwnicę ktoś zasypał, to najwyraźniej miał ku temu swoje powody. Może było w niej coś niepokojącego. Poszłam po lampkę na baterie i wczołgałam się do środka, przygotowana na najgorsze, ale bez większego lęku, bo już wchodziłam do różnych dziur schowanych w kilku miejscach starego podwórka, i natrafiałam na nietypowe rzeczy – jak na przykład schowane w suchym piasku pod zachowanymi z 1870 roku schodami na strych przejście do roku 1984. Albo schowana na strychu skrzynka z czymś, co brat pradziadka chciał ukryć w latach 20. Albo dziwne urządzenie odkryte pod obniżonym już dawno dachem nad paszownikiem. Już nie mówiąc o drugiej studni, która była tu od zawsze, ale zakopano ją tuż po wojnie, kiedy Niemcy wyjechali już z domu. O tym myślałam, wczołgując się do piwnicy. I o tym, co wrzucono do stawu. Co znalazłabym w kanałach irygacyjnych zakopanych pod polem też jeszcze za czasów prapradziadka. Pewnie muł, pomyślałam, kanały zawsze dobrze odprowadzały wodę i nikomu nie przyszłoby do głowy zaszczepić w nich coś dziwnego. Wczołgałam się do piwnicy i nie było mi łatwo oddychać z powodu wilgoci i przytłoczenia bardzo niskim stropem, a może mimo wszystko zaczynającego się ataku paniki. Zobaczyłam tylko zbutwiałe stosy "Kobiety i życia", po czym w popłochu wyczołgałam się na zewnątrz, kopiąc rozpaczliwie nogami, żeby jak najszybciej być z powrotem na słońcu.
Coś musi być na rzeczy, ponieważ ja miałam podobny sen, działo się to jednak w zawalonej oborze. Natrafiłam na głęboki otwór, weszłam doń, a tam dopiero okazało się, że jest zalany wodą i wyjść z niego nie można. W ataku paniki obudziłam się na szczęście.
OdpowiedzUsuńW Twoim śnie jest nieścisłość - jeśli były tam egzemplarze "Kobiety i Życia", piwnica musiała być zawalona na przełomie lat 50/60, a te czasy już dobrze pamiętam. Czyli sen - mara...