wtorek, 24 stycznia 2012
W zasypanym śniegiem salonie - z nowym widokiem
Internet włącza się tutaj w łazience, za wieszakiem na ręczniki. To dlatego, że łapacz internetu powietrznego można było zamontować tylko na kominie nad łazienką. Taka tradycja rodzinna dotycząca specyficznych internetów - w K. internet nie działa, jak napada na niego deszcz albo jak nasiąknie roztopami. Na początku myślałam, że jest zagrzebany w ogródku, ale okazało się, że raczej gdzieś po drodze do Liskowa.
Siedzę w czapce nad kubłem naparu z kwiatów dzikiego bzu, którymi I. wystraszyła mnie latem. Właściwie wystraszyła mnie moja chora wyobraźnia, bo I. powiedziała tylko: "Idź do przyczepy [kempingowej], zobacz, co tam jest." Oczywiście nietrudno się domyślić, że pierwszy do głowy przyszedł mi Obcy (ósmy pasażer przyczepy). Pełna lęku w końcu zajrzałam do środka, a na blacie suszyły się na gazetach kwiatostany. Pachną wiosną i wczesnym latem, podobnie, jak lipa.
Patrzę sobie na śnieg padający nad tarasem, czekam, aż piec w kuchni oraz trzy palniki z kuchenki gazowej ocieplą trochę atmosferę. Teraz trzeba doczekać do wiosny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I zapytałaś "Czy to jest żywe?" Odp."Chyba jeszcze tak".
OdpowiedzUsuńZazdraszczam.
OdpowiedzUsuń