niedziela, 4 stycznia 2015

MGNN na Czarnym Szlaku (tytuł znowu niezwiązany za bardzo z tekstem)

Ocknęłam się po kilku godzinach brnięcia przez poprawiany tekst i wyjrzałam przez okno. "Czarna noc, biały rum", przemknęło mi przez głowę dosyć nieadekwatnie, bo dopiero się ściemniło, przed chwilą minęła piąta po południu. Rum mi w głowie, okraszanie nudy piosenkami z zupełnie innej bajki. Teraz to bardziej... hmm, jaka piosenka pasowałaby na teraz? Na przykład o tym, że wyrzuciłem telewizor przez okno, rozbił się na tysiąc kawałków. Možda sam neprilagođen. Od kilku dni mam ochotę spacerować, jeździć rowerem, nawet biegać po lesie - głównie dlatego, że mam więcej pracy. Wkradła się nawet do obszaru MGNN, co naturalne, skoro przeszła do sfery domowej, wcześniej izolowanej od pracy zawodowej. Kiedyś w domu tylko rąbałam drewno, robiłam porządki w ogrodzie, czasem dorabiałam kawałki domu i wypoczywałam - teraz jest trochę inaczej, jeszcze nie do końca przywykłam. To znaczy, właściwie się przyzwyczaiłam i umiałam zaplanować czas, rozdzielić smażenie dżemów od wysmażania zleceń, oddzielając je zupełnie, ale akurat spadły na mnie dwie książki i coś zaszwankowało. Od kilku dni siedzę pomieszana i chodzę rozpłoszona. Chcę już wrócić do przestoju w pracy i zająć się egzaminami, dzięki którym z pewnością wkroczę na nową, lepszą ścieżkę życia, albo i nie.

Dzisiaj wyszłam z domu tylko na chwilę. Naszykowałam się, wzięłam do torby aparat, żeby porobić zdjęcia lasu i śniegu, co sprawia mi najwięcej przyjemności, ale akurat pojawiła się O., która wcześniej określiła porę swojego przyjazdu jako "za dnia", a poproszona o sprecyzowanie odpisała: "za dnia", więc w końcu zawitałam tylko do sklepu i kupiłam dwa piwa. Nie piję właściwie w ogóle alkoholu, bo jeśli nawet gdzieś wychodzę (zwykle mówię znajomym: "nie umówię się z wami, w tym miesiącu już wyszłam na miasto"), to jest to wyjście poprzedzone jechaniem samochodem do najbliższego miasta. Okazało się, że tylko dzięki piwu jestem w stanie dalej płynąć przez odmęty suchego oceanu do korekty! Co jakiś czas zerkam dla relaksu na Amerykę Południową na podświetlanym globusie i płynę dalej.



Wczoraj natomiast wyszłam na dłużej, pojechałam rowerem w moje ulubione miejsce na odludziu, gdzie stoi stary opuszczony dom, mój ostatnimi czasy wymarzony, chciałabym tam kiedyś zamieszkać i zrobić go po swojemu. Wokół nie ma nic oprócz lasu i pól, droga dojazdowa jest beznadziejna, więc może nikt go nie kupi, zanim stanę się bogata, choć sama też go nie kupię, bo przecież mam gdzie mieszkać i jest to wieś tuż obok wspomnianego przybytku. Jeździmy tam często z S. rowerami, tj. jeździliśmy, zanim wpadliśmy w zimowe lenistwo. Poniżej zdjęcia poglądowe, żebyście mogli się przerazić, jak moje niektóre koleżanki, które powiedziały, że to wygląda jak Dom Zły i za nic nie chciałyby tam mieszkać.









6 komentarzy:

  1. Kup to, kup to!!! Toż to sama swojskość - za jednym zamachem masz i lipę, i sosnę, i świerk, i jełowca, i jabłonki stare i niemodne, i gruszkę, i jaśmin - a gdy to wszystko zakwitnie wiosną, to Twoja dusza zaśpiewa. Zdemontuj tylko ten wstrętny betonowy płot, rozbierz dom i postaw nową, niewielką, drewnianą chatę i stwórz swoje miejsce na Ziemi. Eh... cudnie tam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że "gdybym była bogata", to nie wahałabym się ani chwili. To przy stodole to dąb, dla samego takiego drzewa warto kupić takie miejsce...

    OdpowiedzUsuń
  3. o bosze jak tesknilam! /zapominajac czytac

    roro

    OdpowiedzUsuń
  4. To w takim razie będę pisać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałbym taki dom na zadupiu. Idealne miejsce na życie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. I pisz Maga, pisz, jak niemalże obiecałaś ;p

    OdpowiedzUsuń