Wróciłam z Kostabrawy i znienacka wylądowałam na rozmowie kwalifikacyjnej. Żeby było zabawnie, to nie na stanowisko z j. hiszpańskim, który przez ostatnie półtora roku ćwiczyłam, tylko ze słoweńskim. O którym na rozmowie powiedziałam, że nie jest najlepszym z moich języków, ale daje radę. No i mnie wzięli, więc będę musiała się przyzwyczaić do nowego trybu życia, nauczyć masy rzeczy, ożywić mój słoweński, a poza tym nie okazywać zdziwienia, jak na konto wpłynie wypłata – bo na przykład należności za horrory dla młodzieży, które poprawiałam jesienią, jeszcze nie dotarły na moją wieś daleko od szosy. To z pewnością kwestia oddalenia prowincji od centrum świata. To tyle o niskich sprawach takich jak pieniądze. Bardziej pouczający jest oczywiście morał z całej historii:
Z biegiem lat nauczyłam się na rozmowach o pracy opowiadać bez mrugnięcia okiem bzdury, na które sama bym nigdy nie wpadła. (Nauczyłam się też nie reagować na potworności i idiotyzmy wygadywane przez rekruterów.) Nawet nie mam na myśli tego, że powiedziałam, że nie palę się do pracy ze słoweńskim, a mnie wzięli. Raczej chodzi mi o to, że na przykład:
Ja w środku: – Uciekaj. Zacznij wydawać piski i wybiegnij z sali, one mają żakiety i garsonki, a ten młodszy od ciebie japiszon wygląda jak tabelka Excela.
MGNN na zewnątrz: - Tak, bardzo zainteresowała mnie oferta państwa firmy.
Pracodawca: – Jak radzi sobie pani ze stresem?
Ja w środku: – Zaraz zemdleję. Zwymiotuję z nerwów na jego schludną biznesową koszulę.
MGNN na zewnątrz: – Mówiąc szczerze, przestałam mieć problemy ze stresem. Po prostu wykonuję swoje zadania. Nie mam problemów ze stresem.
Pracodawca: – Dlaczego nie pracuje już pani dla poprzedniego pracodawcy?
Ja w środku: – Bo skurwysyn wydzwaniał do mnie w sobotę o 22, że robię za wolno?
MGNN na zewnątrz: – Rynek wydawniczy się kurczy i nie ma już takiego zapotrzebowania na korektorów.
Pracodawca: – Dlaczego chciałaby pani dla nas pracować?
MGNN na zewnątrz: – Możliwość pracy ze słoweńskim to niepowtarzalna okazja, żeby połączyć pracę i pasję.
Ja w środku: – Potrzebuję pieniędzy, a dajecie sporo.
Z biegiem lat nauczyłam się na rozmowach o pracy opowiadać bez mrugnięcia okiem bzdury, na które sama bym nigdy nie wpadła. (Nauczyłam się też nie reagować na potworności i idiotyzmy wygadywane przez rekruterów.) Nawet nie mam na myśli tego, że powiedziałam, że nie palę się do pracy ze słoweńskim, a mnie wzięli. Raczej chodzi mi o to, że na przykład:
Ja w środku: – Uciekaj. Zacznij wydawać piski i wybiegnij z sali, one mają żakiety i garsonki, a ten młodszy od ciebie japiszon wygląda jak tabelka Excela.
MGNN na zewnątrz: - Tak, bardzo zainteresowała mnie oferta państwa firmy.
Pracodawca: – Jak radzi sobie pani ze stresem?
Ja w środku: – Zaraz zemdleję. Zwymiotuję z nerwów na jego schludną biznesową koszulę.
MGNN na zewnątrz: – Mówiąc szczerze, przestałam mieć problemy ze stresem. Po prostu wykonuję swoje zadania. Nie mam problemów ze stresem.
Pracodawca: – Dlaczego nie pracuje już pani dla poprzedniego pracodawcy?
Ja w środku: – Bo skurwysyn wydzwaniał do mnie w sobotę o 22, że robię za wolno?
MGNN na zewnątrz: – Rynek wydawniczy się kurczy i nie ma już takiego zapotrzebowania na korektorów.
Pracodawca: – Dlaczego chciałaby pani dla nas pracować?
MGNN na zewnątrz: – Możliwość pracy ze słoweńskim to niepowtarzalna okazja, żeby połączyć pracę i pasję.
Ja w środku: – Potrzebuję pieniędzy, a dajecie sporo.
Jestem pod wrażeniem. Chyba mój główny problem polega na tym, że zwykle podczas rozmów rekrutacyjnych "ja w środku" i "ja na zewnątrz" są sobie bardzo bliskie :> Nie znosze ich rozdzielać :< I może dlatego powinnam zamieszkać w chatce w Bieszczadach i wypasać owce. Owcom i ludziom z wioski może nie robiłoby różnicy, że jakakolwiek maska społeczna upija mnie w twarz i odrzucam ją z niechcęcią :>
OdpowiedzUsuńA Twój wpis jak zwykle smakowity! ^^
OdpowiedzUsuńWygląda na to, ze ci rekruterzy(-rki) myślały podobnym, dwutorowym sposobem, np. tak: "...ty (...)(...), cokolwiek nie powiesz, i tak cię przyjmiemy, ponieważ jesteś nam potrzebny"
OdpowiedzUsuń