wtorek, 19 lipca 2011

Jabołczna pita

Wróciłam wczoraj nocnym wieczorem do Łodzi, a dziś po kilku godzinach spędzonych w mieszkaniu zapragnęłam jak najszybciej opuścić to zapomniane przez Bozię miejsce, więc jutro bye-bye Lodz.
Z wieści pozauczuciowych to ochrzciłam naszą wyprawę imieniem Ostatni Raz Na Bałkany Bez Gps-u, choć i tak powinnam być dumna, że dojechałam do Słowenii i z powrotem bez mapy, kierując się na kolejne miasta. No i w Czechach popełniliśmy s Karolyno dobry uczynek, zabierając autostopowiczkę, która okazała się być Amerykanką Alice z Seattle.
Na drodze nie spotkaliśmy większych przeszkód oprócz rozkopanego zjazdu z Bielska na Łódź, przez którego to stan zabłądziliśmy i pojechaliśmy przez Oświęcim, oraz oprócz jeży zamienionych w jabołczną pitę (niestety przy pierwszym K. myślała, że to jabłko, a może na szczęście).

2 komentarze:

  1. Karolyn nie widział dokładnie co povozila mega nuna....za to widzial wenża w mapie lublany.hvala bogu martvego i ROSPŁASZCZONEGO

    OdpowiedzUsuń
  2. przecie to euro bałkany.
    też nam się marzy alice z seattle ale mamy wozki, sruski i wyjete siedzenia, ehhh

    OdpowiedzUsuń