Idzie wiosna. Tak, to nic nowego ani niespodziewanego, ale potrzebuję powtórzyć: wiosna się zaczyna, bo przez ostatnie miesiące tak przywykłam do szarości (nawet jeśli zima była lekka), że miałam wrażenie, że to już stałe warunki i będzie tak zawsze. Od jakichś trzech lat tak mam, że z nadejściem zimy wpadam w poczucie, że zima jest na stałe. Dlatego powtarzam sobie sama, że jest zielono. Zaczyna rosnąć trawa i widzę pączki. Byliśmy rowerami przy bajorze, gdzie w zeszłym roku były niebieskie żaby, ale w tym roku były czarne. Nie wiem, czy coś nie tak z żabami, czy koniec świata. Może tamte uciekły i na ich miejsce przyszły nowe (ale dlaczego tamte nie zabrały ze sobą jeziora?). Żaby robiły wielki hałas i czułam się wtedy spokojna i na miejscu. Nagrałam i puszczam czasem, poprawia mi nastrój, choć to nie to samo. Bardzo chciałabym mieć przy samym domu wodę z żabami. Żeby ich było dużo i żeby ciągle skrzeczały i rechotały. Uwielbiam żaby. Jestem przeszczęśliwa, jeśli latem zasypiam, a przez uchylone okno słyszę jeszcze skrzek. W ogóle żaby to jedne z moich ulubionych zwierząt. W zeszłym roku hodowaliśmy kijanki i były strasznie ładne. Ogryzały glony, po które jeździłam rowerem i przywoziłam w słoiku. Wypuściliśmy je do stawu, zanim się całe przemieniły. Wyobrażam sobie, że jak podjeżdżamy, to nas poznają i podpływają do brzegu, wyglądając nieco spod wody. Co jest mało prawdopodobne, bo, jak wspomniałam, tamte były od niebieskich żab, a teraz zastaliśmy czarne.
Zapraszam więc na żaby. Żab ci u nas dostatek.
OdpowiedzUsuń