sobota, 26 marca 2016

Jak przetrwać szycie

Zmieniłam pracę i zamiast poprawiać młodzieżowe romanse i horrory, siedząc w lesie, korporyzuję się i na razie daję radę. Czuję ulgę, że wychodzę z pracy i po raz pierwszy od półtora roku nie muszę o niej myśleć w domu. W pracy zaś pracuję jak szalona; wszystko ma swoje zady i walety. Robię ciągle to samo, a najbardziej interesującym momentem korporacyjnym w tym tygodniu był ten, w którym na stołówce po obiedzie zjadłam dużą kremówkę ze spirytusem i poczułam się interesująco. W taki sposób można pracować.

Przez ostatnią epokę siedziałam w domu, myślałam o życiu, miałam mało pieniędzy, ale i mało potrzeb, uznając, że skoro wszyscy umrzemy, to nie będę się przemęczać i lepiej spędzę czas, pijąc kawę i patrząc na ogród. Teraz trochę pozmieniałam, patrzę na las lub na inne atrakcje po pracy i jestem bardziej zmęczona, ale i tak nie czuję wielkiego przeskoku, jeśli chodzi o marnowanie życia. Wrócę do siedzenia i wyglądania przez okno (moje ulubione zajęcie na zimniejsze pory roku według S.) za jakiś czas, teraz zajmę się czuciem się bezpiecznie, że nie jestem zrujnowana i na nic mnie nie stać. Na razie kupiłam sobie nowy sweter. Reszta wypłaty poszła na rachunki za prąd/ogrzewanie z Barcelony, z której wróciłam niecałe dwa miesiące temu, żeby wpaść w objęcia pracy, której wcale nie szukałam. Skoro mnie znalazłam, założyłam sobie plan na razie dwuletni. Jak oszaleję, wrócę do lasu, ale wydaje mi się, że można przetrwać i korporę, mając "olewczy stosunek", jak pouczyła mnie koleżanka.

I nawet mam ochotę, żeby czasem spotkać się z ludźmi, co mi się dawno nie zdarzało, ale może to kwestia tego, że mam więcej energii, bo mam stałe zajęcie i rytm dni i tygodni.

Tymczasem z zainteresowaniem obserwuję przez okno lekkie zazielenienie podwórka i czekam na więcej. S. powiedział, że żaby już się trą, na co oniemiałam, ale poprawił się, że chyba tylko ryby się trą. Nadal byłam oniemiała, że co im przyszło do głowy, żeby się trzeć, ale to jakieś tajemnice przyrody. Przeczytałam nawet specjalnie hasło "tarło", dotyczyło faktycznie ryb. Co do żab, to faktycznie jest już skrzek. Bardzo lubię jeździć rowerem do bajora pod lasem i patrzeć, jak się zmienia, szczególnie że na wiosnę są tam niebieskie żaby, które w chyba w zeszłym roku zobaczyłam po raz pierwszy w życiu. Kiedyś zamieszkam w lesie i będę miała blisko do żab i na bagna.

To tyle na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz