piątek, 10 grudnia 2010

Pahulje padaju na grad

Šta radiš kad pahulje padaju na grad - - -
- - - zagrało, kiedy wyjrzałam przez kuchenne okno na ośnieżone i dalej posypywane miasto. Trzymam wszystkie zasłonki i rolety zamknięte, żeby nie widzieć zimy, ale dziś akurat naszła mnie ochota na złudną biel na ulicach Łodzi (w końcu i postapokaliptyczne krajobrazy mają w sobie coś pięknego)(nie jestem pewna, czy to chciałam powiedzieć).
- - -i pada, nihil novi, ale inaczej popaduje, jest niby cicho, ale szumi w dali. Na odludziu, z którego pochodzę, to tylko sowy, wili i tym podobne*

zima miła, zeszła nie była chyba za bardzo, a ta jest fajna. może nawet się pokuszę o choinkę (byłam w markiecie liroy merlin szukać różowej, ale byla droga i ohydna).

poza tym wymyśliłam zostać do końca drugich studiów stróżką nocną (niestety, na razie jedyna znaleziona oferta dotyczyła pilnowania budowy w Zgierzu, więc za daleko, chyba, że naprawię miotłę i dolecę, albo w koncu kupię na allegro ładę nivę - obecny wymarzony samochód mgnn).

tak... ładnie jest, zdecydowanie.
(nie wspominając że w ramach krizy przesilenia zimowego czytam Gilgamesza oraz Tristana i Izoldę, ale G. mnie dość nuży, a Tristan i Izolda nie. ale to chyba i tak ze mną źle, wszyscy poszaleli)
(wszyscy mają źle w głowach)
(hej hej nananana)
(wypływamy jak Hatifnatowie, machając łapkami, czas na podroż na południe, pakuję walizki, hej!)

*niektórzy twierdzą, że psy dupami szczekają

1 komentarz: