poniedziałek, 5 września 2011

Wieśmak

Podróżuję sobie tradycyjnie po wsi i okolicach, odpoczywając od prac domowych, remontowych, ogrodowych i pisemnych. Natomiast dziś trasa do chałupy trwała dwie godziny, ponieważ oprócz tradycyjnych usterek ekskluzywny metalizowanobordowy polonez wykazał się gwałtownym zagotowaniem wody w chłodnicy, co doprowadziło również do powstania małej uroczej dziurki w tejże chłodnicy, żeby woda mogła sobie radośnie uciekać bulgocząc, a w momencie krytycznym - lecąc wielkim pary strumieniem na stronę prawą (to od razu wzbudziło mój niepokój).

Dlatego też wraz z Hellą odbyłyśmy podróż przerywaną, podczas której zwiedziliśmy nowe tereny - jechałyśmy drogą okrężną, gdyż zamierzałam zawieźć CV w wyjątkowo obiecujące miejsce, ale po kolejnym przystanku skonstatowałam, że jestem zbyt mokra i wściekła, żeby coś gdzieś zanosić.

Spotkaliśmy nowych ludzi - pani, u której dolewaliśmy wody do chłodnicy, była bardzo miła. Pierwszą wodę kupiłam w sklepie spożywczym, ale ostatecznie wlałam jej chyba dziesięć litrów, więc zdobywając całą drogą kupna mocno bym nadwyrężyła moją pustą portmonetkę.

Kiedy byłyśmy 400 metrów od naszego podwórka, samochód zaczął chrzęścić, kaszlać i podskakiwać niezdrowo, a w odległości 100 metrów zgasł. Siłą rozpędu dojechałam pod bramę, po czym wyrzuciłam ziejące koty z kosza (nie wspomniałam, że podróżowały z nami koty? więc podróżowały, dwa, i przeżywały drogę gorzej, niż my) i wepchnęłam wyrzucający wodę i kłęby pary samochód na podwórko.

Całe szczęście, że jestem gruba i silna, mimo, że nawet schudłam tego lata.
Uspokoiłam się po spożyciu 400g żelek o smaku brzoskwiniowym, tj. zjadłam 2/3, zrobiło mi się niedobrze i resztę zjadłam po jakimś czasie. Dwie żelki wzięła Hella.

Teraz planujemy zakopać poloneza w ogródku, żeby więcej nie musieć go oglądać, i tak przegląd i ubezpieczenie kończą się w tym miesiącu wraz z latem.

7 komentarzy:

  1. A nie zastanawiałaś się nad wstawieniem poloneza do kuchni i przerobieniem go na samowar? Skoro tak dobrze sobie radzi z gotowaniem wody, to może szkoda go zakopywać? Wyobraź sobie: cała wieś wpadałaby na herbatkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. to jest świetny pomysł! a pomyślałam też, żeby zakopać w ogródku, ale zostawić do niego właz pod ziemię, do którego wchodziłoby się przez dekiel od niby-studzienki ściekowej, żeby mieć miejsce na przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie jak w Odgrobadogroba, tyle że tam w zakopanym samochodzie były zwłoki sztuk 2.

    OdpowiedzUsuń
  4. dlaczego mi przypomniałaś!:(

    OdpowiedzUsuń
  5. zdradzonaczarodziejka7 września 2011 09:02

    Siedzimy sobie w grobie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, kłopotliwe przygody Was spotkały :/ Polonez może się jeszcze przydać, ze względu choćby na swą warstwę wierzchnią, tzn. swoje metaliczne cielsko :> Choćby właśnie jako samowar :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypomniałam, bo mam uraz, co za cholerne zakończenie.
    Opcja samowarowa zyskuje zwolenników.

    OdpowiedzUsuń